Grudzień 2008

Pod koniec sierpnia tomografia Dominiki wykazała, że rak jest nadal aktywny i właściwie nie bardzo wiadomo co dalej robić. Pojawił się natomiast pomysł aby pojechać do centrum rakowego Sloan-Kettering w Nowym Jorku. Migiem cała dokumentacja dotycząca choroby została przetłumaczona, termin na wizytę w połowie października zarezerwowany i Dominika mogła jechać. Przez pięć tygodni Dominika siedziała u Magdaleny Deskur i Łukasza Jogally, którzy cudownie o nią dbali. Chiński mistrz akupunkturzysta Francis, też znacznie przyczynił się do Dominiki lepszego samopoczucia, oprócz akupunktury, zalecając surową dietę i picie ogromnych ilości wody alkaicznej. Spora grupa dawnych znajomych, przyjaciół i kuzynów z NY przyczyniła się do tego, ze pobyt Dominiki był pełen przeżyć.
W Memorial Sloan-Kettering, Dominika przeszła serię specjalistycznych badań , które odbyły się na najwyższym poziomie profesjonalizmu. Po wielu debatach doktorzy skłaniali się do operacji, jednak po przeanalizowaniu wszystkich skanow okazało się, że rak zaatakował kość krzyżową, kość małej miednicy i operacja jest zbyt ryzykowna. Przy wycinaniu kawałka kości w okolicy pleców mogą wystąpić rozmaite dramatyczne komplikacje. Pewność że przeżuty się nie odnowią jest jedynie 14%. Okazało się też, że rak urósł i ma już 10 cm. Poradzili więc aby Dominika spróbowała kolejnej chemioterapii nowej generacji (Avastin), która od bardzo niedawna jest też dostępna w Polsce.
Po powrocie do Warszawy w listopadzie, Dominika spotkała się z lekarzami, ustalili cały gryplan i już od grudnia dostaje Avastin. Doktorzy uważają, że powinna brać chemię conajmniej 6 miesięcy a może nawet półtora roku, raz w tygodniu.

Pod koniec wakacji Hubert spędził kilka dni ze wszystkimi nad morzem i zaraz po powrocie do Warszawy wylądował w szpitalu, gdzie zatrzymano go ponownie na kilkanaście dni, gdzie dostawał kolejną chemię i leczył się z rozmaitych wirusów, które gdzieś po drodze złapał. W październiku zaczął mieć indywidualne nauczanie szkolne w domu, dosyć nieregularne. Zakończył też etap chemioterapii szpitalnej. Od listopada co tydzień bada krew i na podstawie jej wyników bierze zestaw chemii w pastylkach. Proceder ten powinien trwać do końca listopada 2009 czyli ponad rok. W grudniu zaczął chodzić do szkoły na pełny etat, z drobnymi lukami gdy czuje się do kitu. Ogólnie jest w niezłej formie, dużo gra na perkusji i gitarze i wziął się do nauki ze względnym zapałem.

Od października Iwo zaczął chodzić codziennie na dwie godziny do przedszkola integracyjnego. Panie przedszkolanki dawały mu raczej nikłe szanse jeśli chodzi o dostosowanie się do reszty grupy, ale o dziwo wszyscy się pomylili. Iwo nie rozbija rytmu lekcji i do pewnego stopnia bierze udział w prostych zajęciach. Patrycja, która codziennie zajmuje się Iwem, ma nad nim pieczę w trakcie ćwiczeń a panie z przedszkola chyba bardzo Iwa polubiły. Z mową, jedzeniem i fizjologią dalej kiepsko. Wyżej wspomniany Francis polecił Iwowi witaminę H3, mówiąc, że dobrze wpływa na rozwój mózgu. Patrycja niestety pod koniec roku wyjeżdża, więc poszukiwania kolejnej opiekunki trwają. Iwo bardzo się z Patrycją zżył.