Kazanie księdza Adama Bonieckiego

Laski - 08.V.2010


W czasie mszy św. za Dominikę, za Jana, Huberta, Piotra i Iwa u Św. Floriana, właśnie tę ewangelię czytał kościół, wydaje mi się, że trudno o lepszy tekst na tę sytuację, na tę okoliczność.

<< Przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie abyście i wy byli tam gdzie ja jestem >>.

Wierzymy, jesteśmy przekonani, że Dominika jest tam gdzie On jest. Dominika często mówiła o łasce, że otrzymała łaskę, i to prawda; Bóg ją obdarował niezwykłymi łaskami, a ona potrafiła je przyjąć bo nie zawsze jest łatwo przyjmować dar Pana Boga.

<< Kto idzie za mną, niech weźmie krzyż, i niech mnie naśladuje >>.

Chciałem przede wszystkim byśmy sobie wyraźnie uświadomili, że myśmy otrzymali łaskę, że Dominika była darem Pana Boga dla nas wszystkich. Budziła w nas miłość, żyła miłością, pragnęła miłości wokół siebie, miała coś takiego że budziła dobre uczucia.

Dom Jana i Dominiki, w ostatnich latach naznaczonych przez tyle doświadczeń, był zdumiewająco domem jasnym, promieniował ciepłem, był miejscem gdzie wszyscyśmy sie tak bardzo dobrze czuli. To nie jest zwyczajne, nie zawsze tak jest.

Dominika heroicznie wałczyła z chorobą, ze słabością ciała, i patrząc na nią myślałem, że to właśnie znaczy dawać swoje życie żeby inni mieli życie, to było widać bardzo wyraźnie od czasu przyjścia na świat, Iwa zwłaszcza.

Wokół niej rodziło sie dobro, tyle dobra, a w niej... Myślę, że jest człowiekiem który przeszedł tajemniczą drogę życia duchowego. Pamiętam jak po pierwszej operacji sama mówiła, że przypięta do tego stołu pomyślała że jest tak jak przybita do krzyża. Myślę, że zaczęła widzieć lepiej niż my wszyscy, wtedy powiedziała Panu Bogu że mu ufa i że jest gotowa, tak to wtedy przeżywała.

Pamiętamy to promieniujące, przyciągające ludzi tam w szpitalu a potem w domu, promieniowanie łaski przez nią, to był czas wielkiego światła, takiego radosnego światła, jakby widzenia Pana Boga. Ale jej droga prowadziła przez dalsze etapy ku prostocie i miłości, prostocie modlitwy gdy już nie trzeba wielu słów, akceptacji razem z pragnieniem by jeszcze żyć.

Ci którzy ją spotykaliśmy wiemy, że szła na spotkanie z Panem Bogiem świadomie. Boże, ile ona nas przez to nauczyła. Ale przecież jej troską jednocześnie było to, że dopóki jest, żeby jak najwięcej dać. To nie była nigdy ucieczka w chorobę, to była zawsze walka ze słabością, dać życie żeby inni mieli życie. Nie uważała się za świętą, nawet irytowała sie kiedy czasami taki klimat wokół niej panował - Dominiczko ty jesteś święta - nie znosiła tego, ale na czym polega świętość człowieka....?

Dominika była przenikliwa, nie patrzyła na ludzi naiwnie ale w prawdzie, czasem z irytacją, czasem z doskonałym wyczuciem komizmu rozmaitych sytuacji i zachowań, ale to było zawsze z taką wielką dobrocią z miłością.

Oczywiście że chciała żyć, wiedziała że jest potrzebna, dlatego chciała żyć. W filmie i w rozmowie z Szymonem Hołownią, Dominika ironizuje na temat tego swojego poczucia niezbędności, że bez niej sobie nie dadzą rady, sama z siebie tam się śmieje, ale przecież wiedziała że jest potrzebna, że bez niej nie będzie łatwo, i tym się naprawdę martwiła. Z wielką troską i miłością mówiła o Janie, Piotrze, Hubercie, o Iwie - jak sobie beze mnie poradzą? - a jednocześnie była pogodzona, była wdzięczna za czas dany jej, wbrew prognozom lekarzy - pani jeszcze żyje? - dziwili sie czasem.

Boże, te modlitwy, tylu ludzi, takie żarliwe, wyprosiły u Pana Boga ten czas przebogaty, ten czas cenny dla Dominiki, ten czas bezcenny dla nas, dla nas wszystkich, pewnie dla każdego trochę inaczej.

Była wdzięczna Panu Bogu za to że uzdrowił ją z rożnych zadawnionych żalów, że te rany zostały zabliźnione. Dominika odchodziła ze wszystkimi pogodzona, to nie jest takie proste w życiu.

Ile w niej było wdzięczności. Często kiedy dotknie nas jakieś cierpienie stajemy sie egocentrykami, możemy tylko w kółko mówić o swoim cierpieniu, chcemy cały świat wokół niego porządkować.
Ile razy, z jaką czułością i z jaką miłością mówiła o swoich bliskich, oni byli ciągle w jej myślach, Jan, dzieci, Dorota, z jaką czułością o Stefanie, o wszystkich którzy śpieszyli jej z pomocą, w Polsce czy za granicą, pamiętała o Łukaszu, Magdalenie i innych...

Myśmy byli w jej sercu, to jest niezwykłe jak bardzo. Jestem tego świadkiem jak z jej serca wypływały te słowa o wszystkich przyjaciołach, o lekarzach, o Iwonie i Piotrze, o Bracie Morisie, i o tylu innych, o tych wszystkich którzy spieszyli jej z pomocą od czasu urodzenia Iwa, dzięki którym mogła się nie martwić o dach nad głową, o opiekę dla Iwa, to zdumiewające ile dobra z nas potrafiła wydobyć.

Dominika.
Wiedziała o tym że pomoc jest potrzebna, zapytała co będzie kiedy jej zabraknie, wiedziała że to jest reakcja na nią -a co będzie kiedy mnie zabraknie ? - czy nadal... i dziś odpowiadamy tak, tak Dominiko, nadal.

<< Znacie drogę dokąd ja idę. Odezwał sie do niego Tomasz - Panie nie wiemy dokąd idziesz, jak wiec możemy znać drogę? >>.

Znała drogę i jak apostoł Tomasz mówiła - nie wiem dokąd idziesz, nie wiem gdzie jeszcze mnie zaprowadzisz, na jaką jeszcze Kalwarię.

Na pytanie dlaczego zło spotyka dobrych ludzi odpowiedziała kiedyś: nie wiem, nie wiem czy zło i choroby pochodzą od Boga, ale wiem na pewno ze Pan Bóg zawsze, nawet z naszego zła, potrafi wyprowadzać wielkie dobro.

Nie zmarnujmy daru, daru obecności wśród nas Dominiki, obecności ziemskiej już zamkniętej, i obecności którą jest Świętych Obcowanie z nami, to bowiem co widzialne przemija, to zaś co niewidzialne trwa wiecznie.